Tyle, że jakoś większość polskich sportowców jest zepsuta (głównie przez działaczy i opiekunów, którzy wietrzą w nich niezłą kasę, no i naturalnie komentatorów sportowych :) i nie potrafi żyć "po sportowemu" - odpowiednia ilość snu, odstawienie używek itp. A "woda sodowa" jest już chorobą nagminną. Czasem mam wrażenie patrząc na poziom jaki reprezentują nasi "piłkarze" z I czy II ligi, że większość z nich powinna grać maks. za średnią krajową i dziękować za to, że dostają korki i ktoś pozwala im wchodzić na murawę ;)
Niestety problem nie dotyczy tylko footballu. Pisałem już kiedyś, jak to dawno temu przed meczem eliminacji ME bodajże nasza kadra koszykarska imprezowała w Ustce w jednym z lokali, i jak wkładali pewnego Pana A.W - wtedy jedną z największych polskich gwiazd do taksówki, bo sam by nie trafił. Na drugi dzień oficjalny komunikat meczowy był taki, że "ma grypę". Byłem na meczu, przesiedział prawie cały mecz, pograł kilka minut w IV kwarcie. Ogólnie rzecz biorąc fuksem to wygraliśmy i była to pierwsza i chyba ostatnia wygrana w tych eliminacjach.
Z innej beczki - ostatnio rozmawiałem z gościem, którego córka gra w tenisa stołowego. Jest w pierwszej 10 w kraju. Jak zaczął opowiadać o podejściu co niektórych działaczy (w tym przypadku z Trójmiasta), o tym jaka atmosfera panuje w tamtejszym klubie i jak dzieciaki, które zna od małego nawet się z nim nie witają, bo grają już w "II lidze", to mi się włosy na głowie jeżyły. Jego córka ma 12 lat. Zabrał ją do innego, mniejszego klubu w innym województwie bo stwierdził, że dwa/trzy lata w takim towarzystwie i zepsują mu dziecko do tego stopnia, że nie uda się tego naprawić. Najśmieszniejsze jest to, że chodzi o tenis stołowy. Zwykły ping-pong. A co się dzieje w sportach, w których obraca się większą gotówką? Aż strach pomyśleć.
Odnośnie kontuzji - znałem kiedyś na studiach kolesia, który grał gdzieś na południu kraju w II lidze (pochodził z Rudy Śląskiej). Wystarczyła jedna kontuzja kolana, nieco poważniejsza, i wszyscy o nim zapomnieli. Jak wrócił do zdrowia, to nie miał już klubu, bo go nie chcieli. Ze znajomymi z Jantara zdarzało się podobnie, ale to inna bajka, bo wyżej jak w III lidze to oni nie grali (a i w III tylko sezon :).
Ogólnie rzecz biorąc sport to fajna sprawa, ale najfajniejszy jest na poziomie amatorskim. I to chyba na całym świecie. Bo za zawodowym idą często zdecydowanie za duże pieniądze.