Przeciwwskazań nie widzę, jeśliby termin pasował.
Z tym że, to nie jest tajemnica, że sceptycznie jestem nastawiony. W akademiku przez rok mieszkałem z informatykiem, którego ani razu nie udało się wyciągnąć na piwo. A reszta składu kilka razy w tygodniu chodziła. Na weekendy wyjeżdżał do domu, gdzie inni to gotowi byli specjalnie na weekend przyjechać do akademika ;-) Natomiast co go wyróżniało, to jeździł na zjazdy różnych grup dyskusyjnych albo jakieś gierki z internetu, szczegółów już nie kojarzę. Z tym że to były czasy, gdy do wszystkiego się logowało przez konsolę ;-) Czarny ekran i wiersz poleceń. A ludzie zbierający się w społeczności przez internet to byli dziwacy. Od tego czasu mi się utrwaliło, że ci, co jeżdżą na takie zjazdy, są podejrzani albo dziwni ;-)
Cała reszta chodziła na piwo na miejscu a on miał tylko przyjaciół z internetu.
Druga sprawa, że na ostatnim ogólnopolskim zjeździe BB było, z tego co kojarzę, bodajże 11 osób, z 3840, które gra w Polce. Bardzo mało reprezentacyjna grupka. Co z pozostałymi 3829 managerami z Polski? Oni nie liczą się jako ludzie, też są tylko cyferkami?
Impreza na 11 osób to w moim żargonie to nie jest impreza, to jest przypadkowe spotkanie w zwykły szary wtorek ;-) Z mojej klasy z liceum to 8 osób spotyka się regularnie, bez wielkiego umawiania (mimo że połowa mieszka w różnych miastach). A jak jeszcze przypadkiem się ktoś nawinie (na zasadzie, hej spotkałem go dzisiaj, powiedziałem mu, żeby wpadł) to robi się 12 osób. 12 z 36. Nie 11 z 4000. I nie liczę drugich połów. I nikt takiego spotkania nawet tego nie nazywa zjazdem. A tym bardziej ogólnopolskim zjazdem ;-)
Trzecia sprawa, to na ostatnim zjeździe była więcej niż jedna osoba, która mnie nienawidzi (chociaż dla mnie to niepojęte jak można wyhodować w sobie takie emocje w gierce internetowej) i wysyłała mi najnormalniejsze w świecie groźby i wyzwiska. Jakoś mnie do nich nie ciągnie. Już wyrosłem z czasów gdy piło się z każdym i wszędzie. Jak np. jeden z sylwestrów, gdy w klasycznym składzie (dwie trójki i dwie dwójki) plus korytarz na balety, bawiło się 100 osób, a jedna dwójka była przeznaczona tylko na odzienia wierzchnie ;-) Teraz imprezuję rzadziej, a najlepiej wspominam spotkania ale w sprawdzonym towarzystwie, z bliskimi oraz przyjaciółmi, z którymi więzi były budowane od lat. W realu, nie wirtualu.
Nie mówię nie, a nuż bym się miło zaskoczył, ale wielkiego zapału u mnie taki pomysł nie powoduje.